Blogger news

Blogroll

niedziela, 24 lutego 2013

byle jaki tekst


Obudziłam się, czując, że znów jest o wiele za wcześnie. Najwyraźniej przestawiałam się stopniowo na nocny tryb życia. Przez chwilę wsłuchiwałam się w dochodzące zza ściany głosy dwojga opiekunów. Zdziwiłam się, że rozmawiają tak głośno - gdyby chcieli, nie słyszałabym ich wcale. Wygrzebałam się z łóżka i przeszłam niepewnym krokiem do drugiego pokoju.
       Zegar na telewizorze wskazywał drugą nad ranem. Alice szkicowała coś zawzięcie, siedząc na kanapie - Jasper zaglądał jej przez ramię. Nie podnieśli głów, kiedy weszłam, zbytnio pochłonięci rysunkiem.
       Podeszłam zaciekawiona.
       - Alice miała kolejną wizję? - spytałam Jaspera.
       - Tak. Coś kazało mu wrócić do pokoju z wideo, ale teraz nie był już zaciemniony.
       Przyjrzałam się wykańczanemu na moich oczach szkicowi. Rysowany pokój miał niski, belkowany ciemno strop i ściany pokryte niemodną, odrobinę zbyt ciemną boazerią. Na podłodze leżała ciemna wykładzina w jakiś wzorek, jedną ze ścian zajmowało spore okno, a połowę innej kamienny kominek o tak szerokim palenisku, że można było z niego korzystać także z sąsiadującego z pokojem salonu. Na samym środku obrazka, w kącie między oknem a kominkiem, na rachitycznej szafce stały telewizor i wideo. Telewizję można było oglądać z podniszczonej narożnej kanapy. Między sofą a szafką stal okrągły niski stolik.
       - A tam stoi telefon - szepnęłam, wskazując odpowiednie miejsce.
       Spojrzeli na mnie.
       - To dom mojej mamy - wyjaśniłam.
       Alice w okamgnieniu dopadła komórki. Nie odrywałam w wzroku od szkicu znajomego wnętrza. Jasper przysunął się do mnie bliżej niż kiedykolwiek i delikatnie przyłożył swą dłoń do mojego ramienia. Ledwie czułam jej dotyk, ale podziałało - strach został dziwnie stłumiony, rozproszony.
       Alice rozmawiała z kimś przez telefon, ale tak cicho i w takim tempie, że moich uszu dochodził tylko szmer. Przez sztuczki Jaspera i tak nie mogłam się skoncentrować.
       - Bello?
       Spojrzałam na nią tępo.
       - Bello, przyjedzie po ciebie Edward. Wywiezie cię dokądś w asyście Carlisle'a i Emmetta. Przeczekasz tam jakiś czas w ukryciu.
       - Przyjedzie Edward? - Poczułam się niczym topielec, który ostatkiem sił chwyta przepływającą nieopodal kamizelkę ratunkową.
       - Tak, pierwszym możliwym lotem. Spotkamy się na lotnisku i zaraz polecicie dokądś dalej.
       - Ale co z moją mamą, Alice? Ten potwór czatuje na moją mamę! - Mimo bliskości Jaspera w moim glosie pobrzmiewała nuta histerii.
       - Nie ruszymy się stąd tak długo, jak będzie grozić jej niebezp
Mockingjay